Białe drzwi, złote klamki

Jesteśmy po szale przeprowadzkowym. Cieszę się niezmiernie, że codzienne dojeżdżanie do mieszkania i praca na 1,5 etapu już się skończyła. Zostało nam jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, kupienia, zamontowania… ale z tym już będziemy sobie radzić na spokojnie, pomalutku, małymi kroczkami. Aktualnie jesteśmy na etapie wybierania drzwi. Póki co zgodni jesteśmy co do koloru, decyzja co do modelu ciągle przed nami. Uznaliśmy, że na tle naszych szarych ścian, pięknie będą wyglądały białe ościeżnice i białe listwy przypodłogowe, tym bardziej, że pasują do każdego koloru i wystroju.

Oczywiście mi wymarzyły się masywne, drewniane drzwi z bardzo szerokimi ościeżnicami. Moi teściowie mają takie w swoim mieszkaniu i wyglądają one obłędnie. Niestety ta opcja znacznie przekracza nasz budżet, więc nie bierzemy jej nawet pod uwagę.

Szukając inspiracji w Internecie znalazłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam, a mianowicie drzwi lakierowane na wysoki połysk. Wspominałam już, że przyciąga mnie wszystko co błyszczy i świeci? Najbardziej podobają mi się modele pełne, bez sztukaterii czy przeszkleń, sam połysk jest wystarczającą ozdobą. Niestety w tym przypadku również szybko okazało się, że takie drzwi nie mieszczą się w naszym budżecie (skrzydło kosztuje ok 1000 zł.)

drzwi lakierowane
http://www.metropolisstudio.pl

Po wstępnym rozpoznaniu, przeszukaniu opinii i katalogów różnych producentów dowiedziałam się przede wszystkim, że najwyższa półka na jaką nas stać to drzwi z płyty MDF. Szału nie ma, ale z drugiej strony mogło być gorzej. Specjaliści, których czytałam, zdecydowanie odradzają drzwi z wypełnieniem plaster miodu. Są one znacznie mniej trwałe, mogą się wypaczać, i zdecydowanie słabiej izolują dźwięki.

Po drugie wiem już czym różnią się od siebie drzwi przylgowe i bezprzylgowe (oprócz tego, że ceną). Dla mnie różnica jest kolosalna, więc od razu zdecydowaliśmy się na modele bezprzylgowe, między innymi ze względu na brak widocznych zawiasów, co dodaje skrzydłom estetyki. Okazuje się jednak, że niewiele osób wyczulone jest na tego typu detale.

Uzbrojeni w listę z konkretnymi wymaganiami i oczekiwaniami wybraliśmy się do sklepu poszukać idealnego modelu. Po przejrzeniu oferty największych toruńskich dystrybutorów wytypowaliśmy dwa modele. Mój faworyt to drzwi Ena, których producentem jest firma Dre. Szczególnie spodobała mi się szeroka rama skrzydła i kształt miejsc przeszklonych. Drzwi są dostępne w kilku modelach. Nas interesują pierwsze do naszej sypialni, kolejne do łazienki i ostatnie do mniejszej sypialni (a może przedostatnie?).

dre ena
http://www.dre.pl
ENA dab bielony ryfla
http://www.solidnedrzwi.pl

Drugi model to Domino marki Invado. Generalnie nie jestem pewna co wyróżniło je od pozostałych, może ich prostota sprawia, że nie ma w nich żadnego elementu, który nam się nie spodobał. Seria ma wiele, bardzo różniących się od siebie, modeli. Naszą uwagę przykuły trzy poniższe, kolejno do łazienki, naszej sypialni i mniejszej sypialni – gabinetu ;).

invado domino
http://www.invado.pl

Aby dokończyć temat wyboru drzwi, postanowiliśmy również zakupić klamki i szyldy. Uparłam się na ten od dawna zapowiadany złoty kolor, więc dużego wyboru nie mieliśmy. Poniżej zamieszczam zdjęcia jedynych trzech modeli produkowanych przez toruńską firmę Nomet, (wspieramy lokalny biznes ;)).

Oczywiście w tej kwestii też nie jesteśmy zgodni – mi zdecydowanie bardziej podoba się Baron, mężowi Delfin.

Białe drzwi, złote klamki

Raport z budowy cz. 3

To miejsce w końcu wygląda jak mieszkanie, a nie jak plac budowy. Skończyliśmy ściany, sufity i położyliśmy podłogę. Póki co wszystko wygląda zgodnie z naszymi oczekiwaniami.

Śnieżny Zaprzęg okazał się odrobinę ciemniejszy od białego koloru, w związku z tym w pomieszczeniach jest jasno. Niestety jest to chłodny odcień szarości i w zestawieniu z ciemną zielenią Tikurilli wygląda raczej ponuro. Dlatego na początku żałowałam, że nie zdecydowałam się jednak na ciepły, delikatny kolor kremowy, ale teraz wydaje mi się, że ta szarość będzie fantastycznym kontrastem dla złotych i wielobarwnych dodatków.

Fjord Tikurilli okazał się taki sam jak na próbniku, dzięki czemu nasza ściana w sypialni ma głęboki, ciemny kolor, który pięknie odbija światło. Niestety z samą farbą mieliśmy trochę problemów. Idealne pokrycie uzyskaliśmy dopiero po nałożeniu trzeciej warstwy, więc ilość, która według sprzedawcy miała nam w zupełności wystarczyć na 1,5 ściany skończyła się w połowie malowania. Ponieważ w tej sprawie jesteśmy zupełnymi laikami taśmę malarską postanowiliśmy odkleić na sam koniec, po nałożeniu wszystkich warstw, co okazało się poważnym błędem. Farba, ze względu na swoją wysoką odporność na ścieranie, po wyschnięciu robi się „gumowa”, więc w momencie odklejania taśmy, zaczęła się rozciągać i rwać. Rozwiązaliśmy ten problem docinając ją nożykiem, jednak spory kawałek został nam do poprawy. Na naszą obronę dodam, że z Duluxem nie mieliśmy takich problemów, wiec z Tikurillą tym bardziej się ich nie spodziewaliśmy.

W łazience wybór padł na Morską Grotę (trochę czasu zajęło mi przekonywanie męża,że lepsze to niż nadmiar białego, lub Fińska Sauna). Sama jestem zaskoczona jak pięknie wpasował się ten kolor w wystrój całego pomieszczenia. Niby taki jasny i stonowany, a jak je ożywił.

Zdecydowanie najpiękniejszą ozdobą naszych ścian jest tapeta. Finalnie zdecydowaliśmy się na wzór Flora z kolekcji Jubileum firmy BorasTapeter. Myślę, że nie wymaga ona komentarza…

Na koniec kilka zdjęć podłogi. Jestem zdania, że nic nie jest w stanie zastąpić prawdziwego drewna, ale jeśli nie stać kogoś na parkiet, myślę, że Classen Dąb Hamilton, to całkiem niezła imitacja. Panele wyglądają naturalnie, mają delikatny połysk i nie sprawiają trudności w montażu.

Raport z budowy cz. 3

Raport z budowy cz. 2

Kolejne dwa tygodnie wytężonej pracy za nami. Łazienka zmieniła się nie do poznania i już jesteśmy o krok, może dwa, od jej wykończenia. Na tę chwilę zostały ściany do pomalowania, szafki do zamontowania i panel z baterią do podłączenia. Najważniejsze, że są już kafle :). Trochę czasu zajęły prace koncepcyjne, ponieważ płytki, które wybraliśmy  dają wiele możliwości ułożenia.

Kuszące było wybrać któryś z regularnych wzorów, chociaż tylko na ścianę z panelem, ale z urozmaiceniami chyba łatwo przesadzić, dlatego w końcu zdecydowaliśmy się na losowy miszmasz. Pierwsze wrażenie było bardzo zaskakujące, ściana, pomimo stonowanych kolorów, wydała nam się pstrokata, na szczęście białe fugi załatwiły sprawę.

Na koniec przyszło nam się zmierzyć z brakiem płytek. Wielokrotne obliczenia zawiodły i pomimo oszczędnego kafelkarza (odpadu było naprawdę niewiele) na jedną ze ścian pod prysznicem nie wystarczyło białych kafli. W momencie kiedy towar sprowadzany jest z Hiszpanii, co trwa ok trzech tygodni, jest to nie lada problem. Mój mąż szczęśliwie wybrnął z tej sytuacji i zaaranżował małą „mozaikę”.

wymieszana ściana

Jeżeli chodzi o ściany to też już widać światełko w tunelu. Pozostał nam tylko wybór koloru i położenie dwóch warstw farby (po wypełnianiu ubytków, szlifowaniu i gruntowaniu, malowanie to zdecydowanie najłatwiejszy i najprzyjemniejszy etap). Sufity już mamy bielutkie, także 3 dni machania wałkiem i mieszkanie nabierze kolorów… tylko jakich?

Jak już przekonałam męża, że nasze pierwsze w życiu malowanie może lepiej wykonać farbą tańszą niż Tikkurila (oszczędziliśmy na tym ok 300 zł), przejrzeliśmy ofertę Dulux i Dekoral i zdecydowaliśmy się na paletę Skandynawia z kolekcji Dulux Kolory Świata.

kolor

Jak widać plan pozostał bez zmian, więc w mieszkaniu będzie panować szarość, chociaż byłam bardzo bliska zmiany zdania. Zmuszeni byliśmy do kupienia próbek kolorów, gdyż ta sama barwa w różnych źródłach (w katalogu, na próbnikach, na opakowaniu) wyglądała zupełnie inaczej. Zaczęłam podejrzewać, że producent zrobił to specjalnie żeby zarobić na próbkach. Tak więc, zaczynając od lewej, zdecydowaliśmy się na przetestowanie: Śnieżnego Zaprzęgu, Skandynawskiej Prostoty i Morza Północnego. Również zgodnie z planem najjaśniejszy wygrywa.

Inaczej jest w łazience, w której pierwotnie ściany miały zostać pomalowane na biało. Jednak po położeniu gładzi zobaczyliśmy jak smutny jest to zestawienie, białe kafle z białą ścianą (trochę jak w prosektorium), więc postanowiliśmy dobrać do tego jakiś kolor.

łazienka kolor

Tym razem zdecydowaliśmy się na serie Dulux EasyCare Kuchnia i Łazienka. Nie do końca jestem przekonana, czy farba ma jakiś wpływ na pojawianie się pleśni i grzybów, ale podobno jest odporniejsza na wodę, więc uznaliśmy, że warto to sprawdzić. Powyższe kolory, które bierzemy pod uwagę, to: Morze Północne, Morska Grota i Fińska Sauna.

Raport z budowy cz. 2

Raport z budowy

Na skraju załamania nerwowego postanowiłam się pocieszyć i podsumować to co do tej pory udało nam się zrobić. Minął równo miesiąc od odbioru, a niestety wielkiego postępu nie widać… Jednak wszystko spowodowane jest tym, że postanowiliśmy remontować mieszkanie na własną rękę i mamy zdecydowanie wolniejsze tempo niż profesjonaliści. Wcale nie narzekam, bo po pracy i intensywnym organizowaniu tego czego jeszcze nam brakuje, takie „machanie pędzlem” jest nawet odprężające. Przez miesiąc udało nam się uzupełnić wszystkie ubytki w tynku, wyszlifować ściany, zagruntować je i pomalować na biało. Pracy było przy tym bardzo dużo, między innymi dlatego, że co niektórzy podeszli do sprawy zbyt nadgorliwie, a niestety efekt jest niemalże niezauważalny. Na szczęście następny krok to malowanie kolorem, czego już nie mogę się doczekać ;).

Tydzień pracy majstra jest znacznie bardziej efektowny. Przede wszystkim mamy już podłogę w kuchni. Płytki wyglądają przepięknie, aczkolwiek naszła nas refleksja, że kafle 60x60cm to nie był rozsądny pomysł na tak niewielką powierzchnię. Muszę nacieszyć oczy póki szafki nie są zamontowane.

podloga-w-kuchni

Przełomowe zmiany nastąpiły też w łazience. Posadzka została wylana, ściana dobudowana także prysznic czeka już tylko na folię w płynie i kafelki. Mamy też zamontowany i obudowany Geberit. Łazienka od razu zrobiła się mniejsza ;).

Szacuję, że przed nami jeszcze jakieś trzy tygodnie wytężonej pracy.

 

Raport z budowy

Ufff… Odebrane

Nie myślałam, że aż tak się zestresuję. Odbiór mieszkania to w końcu nie jest żaden sprawdzian kompetencji, a przynajmniej nie moich, bo mój mąż trochę z miarą się nabiegał, ale jak sobie pomyślę na ile lat zadłużyliśmy się, żeby kupić to mieszkanie, to dokładne sprawdzenie wszystkiego wydaje się bardzo poważną sprawą. Ekipa odbierająca składała się z:
– (ze) mnie – miałam sprawdzić stan i szczelność stolarki okiennej i wygląd grzejników, bo tylko do tego się nadawałam ;),
– mojego męża – który sprawdzał metraż mieszkania i zgodność naniesionych przez nas na plan zmian (chyba był bardziej zestresowany ode mnie, bo kilka drobiazgów przeoczył),
– kuzyna, który w tym roku niemalże sam wybudował dom – więc wiedział jak posługiwać się poziomicą i jak posprawdzać czy wszystkie żarówki będą świecić ;),
– kolegi męża z pracy – przechodził przez to samo dwa miesiące temu, więc miał myśleć o tym o czym my nie pomyślimy.

Może bardzo profesjonalny skład to to nie był, ale wydaję mi się, że, na szczęście, wszyscy spisaliśmy się na medal. Zaopatrzeni w mnóstwo różnego rodzaju sprzętów i narzędzi oraz listy tego co koniecznie trzeba sprawdzić (załącznik) weszliśmy do mieszkania. Tutaj czekała nas pierwsza niespodzianka. Deweloper wyznaczył aż cztery osoby, w obecności, których mieliśmy przeprowadzać odbiór w ciągu jednej godziny. Nie ma wątpliwości, że wszystko zostało zorganizowane tak żeby odwrócić naszą uwagę od stanu mieszkania, w końcu chodziło o jego sprzedaż. Drugi raz zaskoczeni byliśmy jak dowiedzieliśmy się, że w mieszkaniu nie ma prądu. W związku z nowymi wymogami deweloper nie może narzucić nam dostawcy energii, dlatego odeszło nam sprawdzanie instalacji elektrycznej.

Nie będę już wspominać jak chaotyczny, pełen emocji i kłótni, z przedstawicielami dewelopera był to odbiór. Jednak po całej procedurze, gdy już na spokojnie dokonaliśmy oględzin naszego M3 mogę stwierdzić, że udało nam się zgłosić w protokole usterek wszystko co należy poprawić. Nie było tego wiele:
– obity bok grzejnika, który został wymieniony jeszcze podczas trwania odbioru,
– centymetrowa rysa na szybie, którą w ciągu dwóch miesięcy zajmie się firma montująca okna,
– baaardzo krzywy komin wentylacyjny, który został wyrównany następnego dnia.

Otrzymaliśmy komplet osiemnastu (!) kluczy i pojechaliśmy podpisać umowę z Energą. Nawet się ucieszyłam na wieść, że licznik zamontują nam dopiero w przyszłym tygodniu. Zyskaliśmy trochę czasu na przemyślenie prac remontowych i przeprowadzenie kastingu na płytkarza (wyniki już za kilka dni).
Teraz wszystko nabierze tempa…

Ufff… Odebrane

Armagedon

W końcu musiały nadejść problemy. Zaczęło się w poniedziałek rano od telefonu Pani Ani. Nasz wyjątkowy deweloper postanowił działać wbrew wszystkim prawom rządzącym w branży budowlanej i zamiast spóźnić się z oddaniem mieszkania, przyśpieszył je o półtora miesiąca. Na pytanie czy chcemy jako pierwsi odbyć odbiór szybko chórem krzyknęliśmy „nie” i poprosiliśmy o przesunięcie na koniec kolejki. Dzień ostateczny nadejdzie 25.01, godzina zero 10:00.

Dodatkowych problemów dołożyła ekipa remontowa w składzie: teść, wujek i ich sąsiad, którą wystraszył nasz prysznic bezbrodzikowy (zaplanowany już rok temu!). Tydzień temu poinformowali nas, że nie czują się na siłach żeby położyć płytki w mieszkaniu, więc powinniśmy znaleźć kogoś innego. Mieli rok żeby nam o tym powiedzieć. Chcieli dobrze, wyszło jak zawsze… Zostaliśmy na lodzie na tydzień przed odbiorem spanikowani, zestresowani i wściekli.

Swoją cegiełkę do całego zamieszania dołożył mój mąż, który z polecenia znalazł „dobrego stolarza, który zrobi nam szafki kuchenne i łazienkowe w cenie gotowców z Ikei”. Pomyślałam o godzinach spędzonych przy plannerze i opadły mi ręce, ale projekt do wyceny wysłaliśmy, zobaczymy co z tego będzie…

Zamówiliśmy też płytki w sklepach internetowych. Niestety toruńskie salony łazienkowe mają tak wysokie marże, że zamawiając przez internet zaoszczędziliśmy ok 1 500 zł. Pierwszym naszym wyborem był sklep Dekordia, jednak odstraszyły nas ceny dostawy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że konieczne będzie podzielenie towaru na dwie palety, ponieważ część kafelek sprowadzona zostanie z Hiszpanii, ale trzech palet (płytki każdego producenta dostarczone oddzielnie) się nie spodziewaliśmy. Dlatego poszukaliśmy innego sklepu i w rezultacie polskie płytki zamówiliśmy na stronie Modnydom24.pl, a hiszpańskie ze sklepu 7i9.pl. Ceny takie same, a jedna przesyłka mniej do opłacenia.

Plan na ten tydzień: znaleźć kafelkarza, odebrać mieszkanie, wybrać farby i jak dobrze pójdzie to rozpocząć remont… Zapowiada się intensywny tydzień, albo trzy miesiące.

Armagedon

Odrobina świątecznej atmosfery

Miałam tego nie robić, ale nie mogłam się oprzeć. Bardzo lubię święta Bożego Narodzenia, a w szczególności towarzyszącą im atmosferę. Na progu nowego mieszkania pomyślałam sobie, że za rok mieszkanie będę miała przystrojone jak nigdy. Do tej pory ograniczałam się do małej choinki, zakleszczonej między szafą a wersalką, przyozdobionej papierowymi gwiazdkami i śnieżynkami z masy solnej. Wyglądały uroczo, ale były zaledwie zapowiedzią świątecznego klimatu. Tegoroczne drzewko nie ma światełek, ponieważ nie mamy wolnego kontaktu żeby je podłączyć i nie pachnie… w ogóle nie pachnie, nie wiem gdzie wyrosło, ale to na pewno nie był las. Strasznie smutna jest ta nasza choinka i raczej wzbudza litość zamiast zachwytu, dlatego właśnie nie mogłam się oprzeć i kupiłam szklaną bombkę w kształcie aniołka. Chociaż trochę przyozdobi to nasze niezgrabne drzewko i będzie zapowiedzią przyszłorocznej dwuipółmetrowej choinki pachnącej żywicą.

aniol

Odrobina świątecznej atmosfery

And the winner is…

… Classen Dąb Hamilton. W rezultacie o wyborze zadecydowała promocja w Liroy Merlin. Jednak nawet zaoszczędzone pieniądze nie cieszą mnie tak bardzo jak pierwsza podjęta, już nieodwołalnie, decyzja. Z podłogą poszło nam sprawnie i po złożeniu jednej paczki jesteśmy przekonani, że to był dobry wybór, przynajmniej jeżeli chodzi o względy estetyczne.

classen-dab-hamilton-1
http://www.classen.pl
And the winner is…

Podłoga – idziemy na łatwiznę

Po wielu godzinach zastanawiania się, jak sprawić żeby wszystkie pomieszczenia tworzyły spójną całość, znowu idziemy na łatwiznę. Podobnie jak ściany, podłoga wszędzie będzie taka sama, wyłączając łazienkę i kuchnię, gdzie tradycyjnie planujemy położyć kafle. Oczywiście i tutaj nie obyło się bez sporów. Mi wymarzył się parkiet ułożony w jodełkę, mój praktyczny i oszczędny mąż uparł się na znacznie tańsze, łatwe w samodzielnym montażu panele. Chyba muszę pogodzić się z myślą, że na drewno, w żadnym wydaniu, nas nie stać.

Podczas researchu wytypowaliśmy takie trzy modele:

Pierwszym podstawowym kryterium był kolor, na którym nie będzie rzucać się w oczy długa, biała sierść naszego psa. Jednocześnie oboje jesteśmy przeciwni zupełnie jasnej podłodze (kwestia gustu), dlatego wybór był trudny. Myślę, że udało nam się wytypować pośrednie odcienie o raczej naturalnym wyglądzie, jednak z ostateczną decyzją jeszcze trochę będziemy zwlekać.

Podłoga – idziemy na łatwiznę

Ściany na dobry początek

Tysiące obejrzanych zdjęć, milion pomysłów na minutę, ciągle zmieniające się koncepcje – projektowanie mieszkania w moim wykonaniu to dosyć chaotyczny proces. Po męczarniach związanych z wyborem (mieszkania, komórki lokatorskiej, miejsca parkingowego) i załatwianiem dokumentów u dewelopera, w pracy, w banku itd. postanowiliśmy odpuścić temat aranżacji na odległy czas „po wakacjach”, który niestety nastał na koniec września. W ten oto sposób, na pół roku przed otrzymaniem kluczy, zupełnie zieleni i bez pomysłu zaczynamy urządzać swoje cztery kąty.

Pierwszy temat, który wzięliśmy na tapetę, to właśnie ściany. Zawsze chciałam mieć radosne, kolorowe mieszkanie z charakterem. Dlatego uświadomienie sobie, że to strasznie trudne, tym bardziej, że jestem beznadziejna w dobieraniu kolorów, zajęło mi sporo czasu. W końcu wybór padła na modny, mało oryginalny ale bezpieczny kolor szary, który zastosujemy, z drobnymi wyjątkami w całym mieszkaniu. Oczywiście producenci farb nie ułatwiają zadania:

fifty-shades-of-grey
http://www.enjoymedia.ch

Myślę nad czymś jasnym, tak jak Schofield’s Quest, ale ostateczną decyzję podejmę przed samym zakupem.

Ściany na dobry początek